sobota, 21 maja 2016

02. Zarażona

Podnosząc z trudem powieki, odniosłam wrażenie, że ważą tonę. Leżałam na czymś zimnym i niewygodnym. Gdy spróbowałam się unieść, zakręciło mi się w głowie i musiałam położyć się jeszcze raz. Na łokciach podparłam się dopiero przy czwartej próbie. Przez chwilę myślałam, że coś się stało z moim wzrokiem, bo ogarniała mnie biel. Białe ściany, biała podłoga, biały sufit... Wszystko było tak białe, że po chwili zaczęły mnie boleć oczy. Delikatnie zeszłam z — jak się okazało — przezroczystego stołu na zimną posadzkę. Byłam bosa. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu drzwi. Na próżno. Mój oddech mimowolnie przyspieszył. Ten pokój przypominał pudełko. Nie miałam klaustrofobii, ale z drugiej strony: nikt wcześniej nie porywał mnie z własnego podwórka i nie zamykał w ciasnym pomieszczeniu bez wyjścia. Pewnie tak wygląda psychiatryk, przemknęło mi przez myśl. Z przerażeniem zauważyłam, że nie jestem już ubrana w sukienkę z przyjęcia. Miałam na sobie strój przypominający ten ze szpitala — duży, luźny T-shirt do połowy uda z cienkiego, nietrwałego materiału. Bielizna również nie należała do mnie. Chwilę później jedna ze ścian zmieniła kolor na czarny. I nagle zaczął wyświetlać się na niej obraz. Proszę przyłożyć rękę do czytnika, głosił napis na ekranie. Z lewej strony wysunął się nagle niewielki panel. Po krótkim wahaniu wykonałam polecenie.

  Usłyszałam głos kobiety i instynktownie odskoczyłam od ekranu.
Rekrut 227118. Głos był komputerowy i mówił wszystko tym samy monotonnym tonem jak automatyczna sekretarka w telefonie. Poziom szkolenia: pierwszy. Zarażenie typu pierwszego.
Prosimy o zachowanie spokoju. Jesteś pod wpływem środków odurzających. Możesz czuć się słabo lub sennie. Wszelkie skutki uboczne ustąpią w przeciągu maksymalnie kilku godzin. Prosimy o obejrzenie krótkiego filmu informacyjnego i oczekiwanie na wyznaczonego pracownika ośrodka.
Na ekranie pojawił się szkic przypominający plan budynku. Kolejny głos był również kobiecy, ale zdecydowanie nie był już automatem. Witamy w IOVOR, tajnym ośrodku badawczym. Nagle szkic obrócił się tak, że zamienił się w czarną kreskę, na której wyrósł trójwymiarowy budynek. Instytut rekrutuje osoby zarażone wirusem Roserta, bada ich możliwości i minimalizuje szkody, jakie mogą wyrządzić. Na ekranie pojawił się znany mi już symbol: V nałożone na R. Wirus jest mutacją genetyczną, którą po raz pierwszy odkryto dwadzieścia pięć lat temu. Mutacja może być inna u każdego z zarażonych, z czego wynikają różne zdolności. Kilka krótkich sekwencji: chłopak, który jednym ciosem rozwala ceglaną ścianę; dziewczyna, która znika i pojawia się, nie ruszając się; chłopak, który przyciąga metal jak magnez i... ja. Z przerażeniem patrzyłam, jak we własnym pokoju wkładam dłonie w ogień. Rekruci są wyszukiwani na całym globie i sprowadzani do ośrodka, gdzie są szkoleni, badani i chronieni. Jest to placówka przyjazna, której pierwszym i podstawowym celem jest leczenie zarażonych. Takich jak ty.

Na tym nagranie zakończyło się. Czekałam jeszcze przez chwilę, ale ściana pozostała już biała. Słowa, które przed chwilą usłyszałam, kotłowały się w mojej głowie. Instytut. Wirus. Leczenie. Ich znaczenie jakoś mi umykało. Po raz pierwszy w życiu czułam się naprawdę przerażona i zdruzgotana. Brzmiało to profesjonalnie do tego stopnia, że byłabym skłonna w to uwierzyć. Oczywiście okoliczności musiałyby być inne. Nie wpadałam łatwo w panikę, ale nie byłam też najlepsza w uspokajaniu się i szukaniu racjonalnych rozwiązań. Potrząsnęłam kilka razy dłońmi i wypuściłam głośno powietrze. Szybko przeanalizowałam sytuację, licząc... nie wiem, na co. Może na jakiś istotny szczegół, który mi umknął? Coś, co pomogłoby mi wydostać się stąd albo zwyczajnie obudzić się z tego koszmaru? To nie miało sensu, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że muszę najpierw uporządkować fakty, bo byłam przecież w niemałym szoku i uspokoić się. Więc bez wątpienia zostałam porwana. Podano mi jakiś podejrzany środek i przebrano mnie, a na koniec umieszczono w zamkniętym pomieszczeniu i puszczono mi jakiś film. Zdecydowanie najsilniejszym uczuciem był strach, ale o dominację walczyło również poczucie upokorzenia zostaniem rozebranym i zdezorientowanie całą sytuacją. Zrobiłam jedyne, co w tym stanie przyszło mi do głowy. Zabrałam się za badanie ścian. Ledwo stwierdziłam, że pierwsza z nich nie może być wyjściem i nerwy mi puściły. Kopnęłam w nią z wściekłością i rzuciłam się na stół, wydając przy tym niekontrolowane wrzaski. Napad złości został dość szybko przerwany, gdy usłyszałam cichy syk. Część ściany rozsunęła się jak w supermarkecie.
— Wracam do domu! — szepnęłam pod nosem, żeby podnieść się na duchu i wyszłam z pomieszczenia. Ktoś złapał mnie mocno za ramię i zatrzymał.
— Puszczaj! — To nie było zbyt taktowne, zważywszy na wiek mężczyzny. Nie odpowiedział. Dosyć niedelikatnie wepchnął mnie z powrotem do pomieszczenia. Cofnął się o krok, wpuszczając do sali młodą kobietę i mężczyznę w podeszłym wieku. Drzwi zasunęły się za nimi. Kobieta miała wyraźnie zarysowane kości policzkowe, brązowe włosy upięte z tyłu, nieskazitelną (lub idealnie potraktowaną make-upem) cerę. Ubrana była w dość staroświecki, fioletowy golf i czarną, obcisłą spódnicę, ale za to nawet takie ubrania prezentowały świetnie na jej szczupłym ciele. Mężczyzna przywodził na myśl dobrodusznego dziadka z amerykańskiego filmu. Zmarszczki pod oczami, jakby wciąż się uśmiechał, duże okulary, siwy zarost i równie "dziadkowy" strój. Zupełnie nie pasowali do tego pomieszczenia.
— Dzień dobry, Rachel — przywitał mnie staruszek z uśmiechem, który mógłby równie dobrze skierować do wnuczki, dając jej czekoladki. Gdy tylko otworzyłam usta, uniósł rękę. — Zaczekaj chwilę. Pozwól wyjaśnić. Witaj w IOVOR, ściśle tajnym ośrodku do szkolenia dzieci zarażonych. W pełni rozumiem to, jak się teraz czujesz, więc...
— Nie, nie sądzę, żeby pan rozumiał — zaprzeczyłam ostro. — Nie wiem, po co jakiejś mafii takie pozory profesjonalnosci, ale nie obchodzi mnie to. Żądam natychmiastowego powrotu do domu albo...
— Rachel, nie jesteśmy mafią — odezwała się kobieta. — Uwierz mi, że ludzie zarażeni...
— Nie. Jestem. Zarażona. Żadnym. Wirusem — przerwałam jej, zaznaczając każde słowo, jakbym chciała przekonać również samą siebie.
— Dobrze. W takim razie zostawimy cię na chwilą samą. Zobaczysz coś... i wtedy porozmawiamy.
— Nie! Wracajcie tu! — Nawet się nie odwrócili. Zanim zdążyłam pomyśleć na ścianie wyświetliła się... — Mama?! Mamo, zabierz mnie stąd!
— Posłuchaj mnie uważnie, bo nie mam zbyt dużo czasu. — Wyraz jej twarzy był dla mnie niejasny. — Nie zostałaś porwana. Zostałaś zarekrutowana. Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale nie masz wyboru. Postaraj się nie sprawiać kłopotu. Ci ludzie chcą ci pomoc. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że... cały czas chcę, żebyś była bezpieczna. A sama dobrze wiesz, że to własnie w ogniu jesteś bezpieczna. Dlatego... trzymaj się blisko ognia. Mam nadzieję, że zrozumiesz wkrótce, o co mi chodzi i... nie osądzisz mnie zbyt surowo. Nie miałam wyjścia. — Po tych słowach obraz zniknął. Oparłam się o stół, patrząc tępo przed siebie. Czułam jak oszołomienie sprawia, że mój gniew zmienia się w jakiś dziwny rodzaj bezsilności. Jakby nagle opuściły mnie wszystkie siły. Nie usłyszałam nawet, jak para znów wchodzi do sali.
— Nazywam się Victor — dobiegł mnie męski głos. — To jest Kate. Czy dasz nam szansę, by opowiedzieć, jak to wszystko wygląda?
— Dajcie mi porozmawiać z tatą. On zrozumie, zabierze mnie stąd...
— Niestety to niemożliwe. Richard Bailey już z nami nie współpracuje. Rok temu rozwiódł się z twoją matką — powiedział, jakby nie było nic bardziej błahego i normalnego.
— To wszystko jakiś żart, nieporozumienie... — wyszeptałam pod nosem.
— Rachel, usiądź na stole — poleciła kobieta. Nie posłuchałam. Jakim prawem wydawał mi polecenia? — I postaraj się uwierzyć, bo... to ważne, żebyś uwierzyła. Istnieje wirus, o którym wiedzą tylko nieliczni. Na świecie żyją tysiące jego nosicieli, którzy wciąż zarażają kolejnych ludzi, ale to samo w sobie nie stanowi jeszcze zagrożenia. Dzieci nosicieli są zarażone. Mają ponadprzeciętne umiejętności, ale jednocześnie jest to choroba. Nieleczona może prowadzić nawet do śmierci. Co więcej zarażeni bardzo źle działają na ludzi zdrowych. Świadczy o tym chociażby fakt, że żadna matka zarażonego nie przeżyła porodu, bo wirus w jej łonie niszczy ją od środka. Wciąż nie wynaleziono leku. Istnieją wprawdzie środki, które spowalniają rozwój choroby i jej oddziaływanie na innych, ale to za mało. Ośrodek to instytucja, która ma zbadać dokładnie wasze zdolności, sprawdzić, czy mogą w czymkolwiek pomóc i wynaleźć lek.
— Będę królikiem doświadczalnym? — zapytałam, czując jak zalewa mnie fala gniewu.
— Nie. Jesteś pacjentem i podopieczną.
— No dobrze, nieistotne. Nie rozumiem, po co to wszystko. Dlaczego zostałam porwana?! Mama mogłaby mi to normalnie powiedzieć! To wszystko tak bardzo nie trzyma się kupy, a wy oczekujecie, że wam uwierzę?!
— Wiesz, że to prawda Rachel. Potrafisz stanąć w ogniu i poczuć tylko ciepło — spróbował przekonać mnie Victor.
— Twoi rodzice to nasze wtyczki poza ośrodkiem — wtrąciła Kate. — Tu się poznali i zdecydowali, że chcą być razem. Natalie nie mogła zajść w ciążę, a oboje pragnęli zostać rodzicami. Niedługo potem w ośrodku pojawiła się roczna dziewczynka. Sami ją namierzyli i tu sprowadzili, bo taka do tej pory jest ich praca. Była ósmą osobą zarekrutowaną do tego ośrodka. Teraz rekrutów mamy kilkaset. Dziewczynka spędziła tu dwa lata, aż postanowili ją adoptować. — Pokręciłam głową z niedowierzaniem. To nie mogła być prawda. — Nic ci to nie mówi, Rachel? Te ściany? Już tu byłaś. Na pewno masz jakieś wspomnienie. — Rzeczywiście, miałam. Wspomnienie snu z dzieciństwa o białych ścianach i grupce dzieci, których twarze zawsze były rozmyte. — Niestety twój ojciec od dłuższego czasu żądał zmian w ośrodku... dlatego już z nami nie współpracuje. Ale wracając, do dowodów. Przyjmowałaś dużo leków prawda? Ciągłe zastrzyki, pigułki... Mama wmawiała ci różne rzeczy, ale musiała cie okłamywać. To wszystko środki przeciwko wirusowi, o których już wspominałam. Tu również będziesz je przyjmować.
— Po co ta cała rekrutacja? Nie mogliście mnie tu zwyczajnie przywieźć i wytłumaczyć to po drodze? — zapytałam już tylko wypranym z sił głosem. Wciąż nie przetrawiłam tego, co usłyszałam.
— Cóż, twoja matka nie wiedziała...
— Dosć. Myślę, że na dziś wystarczy — przerwał jej ostro Victor.
— Czego nie wiedziała? — ożywiłam się nagle. Drzwi rozsunęły się. Nie odpowiedzieli mi. — Czego nie wiedziała? — powtórzyłam. Victor spojrzał na Kate wymownie, a ona westchnęła.
— Chodź za mną — powiedziała tylko.
— Nie. Na pewno nigdzie nie wyjdę tak. — Wskazałam na swój strój, który właściwie trochę mnie krępował. Po raz kolejny skrzywiłam się na myśl, że ktoś mnie w niego przebrał.
— Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Będziesz mogła się przebrać. Jest środek nocy, nikt cię takiej nie zobaczy. Wszyscy śpią.

  Westchnęłam, ale ruszyłam za nią. Ciężko opisać mętlik, jaki miałam wtedy w głowie. Wiele faktów pasowało do historii o wirusie. Czułam, że wierzę w to wszystko tylko... to było po prostu za dużo, jak na jedną rozmowę.
Kroczyłyśmy białym korytarzem, który rozwidlał się co chwilę. Kate bez wahania wybierała, w którą stronę pójdziemy. Po drodze nie spotkałyśmy nikogo. Dotarłyśmy do przezroczystego stołu na skrzyżowaniu korytarzy. Nie zdziwiło mnie, że wyglądał tak samo jak ten, na którym się obudziłam. Kobieta przyłożyła dłoń do prawego górnego rogu stołu i wyświetlił się nad nim hologram. Wyglądało to trochę jak zwykle menu w smartfonie, tylko że w bajeranckiej wersji. Kate ruchem ręki przewijała karty, aż doszła do tytułu: "mapa" i wybrała ją "pchając" hologram do tyłu.
— Podejdź tutaj — zachęciła mnie. Nad stołem wyświetlił się holograficzny budynek. — Ośrodek podzielony jest na wiele bloków. Na razie idziemy do bloku A, czyli do pokoi rekrutów. Twój pokój ma numer 219. Jutro dokładnie wyjaśnię ci, jak możesz się posłużyć tym urządzeniem. — Po tych słowach wyłączyła stół. Dotarłyśmy do windy. Była srebrna i wyglądała całkiem zwyczajnie. — Najpierw naciskasz literę bloku, potem numer pokoju. Winda zabierze cię na to piętro, na którym ten pokój jest. — Nacisnęła A 219. Miałam wrażenie, że winda co chwilę zmienia kierunek jazdy i wiezie nas nie tylko w górę i w dół, ale również na boki. Poruszała się jednak tak płynnie, że ciężko to było stwierdzić na pewno.
Nie odzywałam się całą drogę, zdając sobie sprawę, jaka jestem głodna, obolała i zmęczona. Gdy analizowałam wszystko w głowie, doszłam do wniosku, że akurat tamtego dnia nie zdziałałabym nic. Poddawanie się zawsze było dla mnie poniżające, ale nie było innego wyjscia. Oczywiście nie planowałam się podporządkować wszystkiemu, co miało nastąpić. Już nawet przestałam się zastanawiać, czy to wszystko prawda i jak się z tym czuję. Przede wszystkim snułam plany ucieczki i wściekałam się na mamę. Jak mogła okłamywać mnie całe życie a teraz wydać na królika doświadczalnego?

  Gdy wysiedliśmy, pierwszym skojarzeniem, na jakie wpadłam były — nie wiedzieć czemu — budynki z "Gwiezdnych Wojen". Znajdowaliśmy się na na balkonie w kształcie pustego w środku prostokąta. Gdy podeszłam bliżej barierki i spojrzałam w dół, zaparło mi dech w piersiach. Takie same balkony okalały tę pustą przestrzeń kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt pięter niżej. Balkon był dość przestronny i na pewno pomieściłby mnóstwo osób. Kate stała cierpliwie za mną i czekała, aż się napatrzę. Odwróciłam się do niej i rzuciłam gniewne spojrzenie. Złoszczenie się zawsze wychodziło mi najlepiej. Nie zwróciła uwagi i zaczęła mnie prowadzić dalej.
Pod pokojem podała mi do ręki kartę. Obróciłam ją w rękach. Biała, bez wzorów, lekka. Spojrzałam na drzwi do mojego pokoju. Tak jak każde w tym korytarzu były podświetlone dookoła niebieskim neonem, a na środku widniała liczba pokoju. Przyłożyłam kartę do małego ekraniku przy drzwiach, które uznałam za przeznaczone właśnie do tego. Drzwi rozsunęły się z cichym sykiem.
— Jutro rano zadzwoni budzik. Będziesz miała pół godziny, żeby się przebrać. Twoja współlokatorka również, ale ona pójdzie na swoje zajęcia, a ty zaczekasz w pokoju na mnie. Dobrej nocy.
Odwróciłam się bez słowa i weszłam do środka.

  Pokój był urządzony w stylu nowoczesnym, co nie było wielkim zaskoczeniem. Bez przesadnych ozdób i nadmiaru mebli, ale ogrzewały go ciepłe brązy z kilkoma pasami niebieskiej tapety. Po lewej stronie stały tam dwa szare łóżka i dwie etażerki bez ostrych zakończeń i kantów wyglądające wręcz na część podłogi. Naprzeciw każdego - spora szafa. Podłoga była wyścielona brązowym, puchatym dywanem, spod którego wystawały jasne panele. Naprzeciw mnie były drzwi, które ku mojej niespodziance były zupełnie normalne. Co prawda białe, ale ze zwyczajną klamką. Pewnie łazienka. Pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi na myśl było przebranie się. Na łóżku bliższym drzwi wyjściowych leżało kilka zeszytów i piórnik. Uznałam, że jest zajęte, więc zabrałam się za penetrację szafy naprzeciwko wolnego łózka. Była wyposażona w dwie pary dżinsów - jasne i ciemne oraz dresy. Poza tym leżały tam też całkiem przyzwoite bluzki i swetry, a nawet sukienka. Znalazłam też sporo identycznych kompletów bielizny - niezbyt pociągającej, tak nawiasem mówiąc. Nie fatygując się nawet na przejście do toalety, przebrałam się szybko i poczułam chęć zajrzenia do szafy współlokatorki. Gdzie ona się tak właściwie podziewała? Zastanawiałam się chwilę, ale uznałam, że to przecież żadna zbrodnia. Delikatnie otworzyłam drzwiczki i odskoczyłam z głośnym wrzaskiem.

Z szafy wyleciało ciało.

Kariel mówi: Bardzo dziękuję za odzew pod pierwszym rozdziałem. Każdego, kto czyta proszę o odezwanie się tutaj :) Dajcie znać, czy wam się podobało. Z chęcią zajrzę też na wasze blogi, bo uważam, że każdemu trzeba dać szansę, ale nie wyznaję zasady "czytanie za czytanie". Sprawdzam wszystko, co mam w spamie, a w szczególnosci blogi czytelników, ale zostaję tylko tam, gdzie mi się spodoba. Jeżeli u kogos jeszcze nie byłam, podrzucajcie linki w komentarzach :)

23 komentarze:

  1. Witaj!
    Zacznę swoją opinię od szablonu. Widzę, że nasze blogi łączy jedno - szabloniarka Elmo! Bardzo podobają mi się jej szablony, a Twój jest cudny! Uwielbiam połączenie szarości z innym kolorem, a z pomarańczą... wyszło fantastycznie!
    Przejdźmy do rozdziału. Czytając pioerwsze zdania, powoli, powoli zagłębiałam się w sytuację bohaterki.
    Chwilę później jedna ze ścian zmieniła kolor na czarny. I nagle zaczął wyświetlać się na niej obraz. - Próbuję to sobie właśnie wyobrazić :)
    Podstawowym celem jest leczenie zarażonych. - intrygujące zdanie! Naprawdę.
    Rozmowa Rachel z tymi ludźmi przypomina mi w lekkim stopniu scenkę z "Seksmisji", nie wiem czemu :D Być może zawarłaś u swojej Rachel takie samo zaskoczenie, co zaskoczenie Alberta i Maksa. No i trafili do innego świata, tak jak jest u Ciebie.
    Wirus, leczenie, leki... i kłamstwa matki Rachel. Ciekawie to wymyśliłaś.
    Po lewej stronie stał Stały tam dwa szare łóżka i dwie etażerki - niepotrzebne słowo "stał". Poza tym opis pokoju bardzo mi się spodobał.
    A już zakończenie... jest takie, jak lubię - bombowe! Kocham niespodziewane zakończenia, dzięki którym czytelnik pyta: 'Co dalej?! Dlaczego koniec w takim momencie?!" Gratuluję Ci fajnego poziomu takich zakończeń :)
    Pozdrawiam, życzę mnóstwo weny i cierpliwości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już poprawiam :) Też mi się bardzo podoba, twój zresztą też jest piękny, szczególnie nagłówek :D A co do zakończeń: postaram się, żeby takie były często :D Zobaczymy, jak to wyjdzie :)
      Dziękuję bardzo za komentarz!

      Usuń
  2. W pierwszym akapicie dwa razy "podniosłam". Wystarczy zmienić pierwsze słowo na "uniosłam" - tak jakoś mi się to zobaczyło ;)
    A teraz komcio na szybko, bo do kościoła się muszę zbierać. Spodobało mi się. Naprawdę fajnie się zapowiada, choć mam nadzieję, że będzie aż za nadto przewidywalne. Lubię nutkę tajemnicy i zaskoczenia, więc czekam na kolejny rozdział, obserwuję i ... no i dziękuję za zajrzenie do mnie.
    Weny, czasu i sprawnego kompa!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się tę tajemnice mieć długo i logicznie je później rozwiązać :)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  3. Hej.
    To ja.
    I wcale nie parodiuję Adele.
    Nieważne.
    Bardzo mi się podoba opowiadanie, zaczyna się interesująco, chociaż... ekhem... przypomina mi moje i mojej koleżanki opowiadanie, które pewnie zareklamuję w spamie.
    Wszystko się całkiem interesująco zaczyna. Przede wszystkim podoba mi się prędkość akcji - nie jest z wolna ani za szybka.
    Rachel wydaje mi się być taką niewyżytą nastolatką, która myśli, że jest rebelem, ale w rzeczywistości jest tylko rozpieszczona i myśli, że wszystko jej wolno. Zazwyczaj lubię takie bohaterki, ale tym razem... niezbyt ona mi się podoba.
    Nie mam pojęcia, dlaczego.
    Co nie znaczy, że nie będę dalej czytać, bo wszystko się interesująco zapowiada.
    Tekst w tym rozdziale się czasami dziwacznie rozjeżdżał, ale to mi nie przeszkadzało jakoś strasznie.
    W każdym razie chyba tu zostanę
    Okej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety ciężko o cos oryginalnego teraz, wiec mój pomysł na pewno jest pod wieloma względami oklepany... ale mam nadzieje, ze do ścierpienia :)
      Dziękuję za komentarz :)

      Usuń
  4. Tak zapytam, ten jej numerek to ot tak wbiłaś, czy jakoś specjalnie wyliczony? xD
    Z początku mi się to skojarzyło z Mutantami z X-mena, przez tego osobnika przyciągającego metal. No ale nie spodziewałam się, ze ten wirus może powodować śmierć. Czy to znaczy, że osoby zarażone nie mogą mieć dzieci, bo to jest tak, jakby skazywały się na śmierć? I czy zarazenie następuje tylko poprzez geny? Czy są inne sposoby?
    Szkoda mi Rachel z powodu, że matka nie powiedziała jej o wirusie, to troche tak, jakby zataić adopcje, albo nawet gorzej. Z jednej strony dziewczyna miała jednak świadomość, że jest inna, w końcu nikt normalny nie wkłada rąk w ogień. Z drugiej - nikt nie uświadomił jej o wadze problemu.
    Co oni robią w tym ośrodku? Leczą ich w końcu czy uczą? Dlaczego dopiero teraz dziewczyna została przyjęta do zakładu? Przecież chorowała od dziecka, pozwolono ją zabrać. Czy poziom zarażenia nagle zaczął wzrastać? Co z tą dziewczyną w szafie?
    No to czekam na ciąg dalszy,
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Numer jest specjalnie wyliczony ;) Zarażenie w sensie bycie nosicielem nie idzie tylko genami ale np jakąś tam drogą kropelkową itd. Natomiast bycie zarażonym następuje tylko przez urodzenie i tak - dla matki oznacza to śmierć. Kolejny rozdział rzuci trochę światła na to, co dokładnie robią :) Nie chce za dużo zdradzić wiec dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Po pierwszym rozdziale spodziewałam się czegoś kompletnie innego, ale bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłas. Ten pomysł z wirusem jest genialny, a sposób, w jaki opisałaś to miejsce mega podziałal na moją wyobraźnię. Jestem ciekawa jak Rachel się tam odnajdzie i ci właściwie będą tam z nią robić... Ja bym na jej miejscu była przerażona i pewnie rozryczalabym się z bezradności, ale ona się trzyma. Twarda babka. Ciekawe czy też taka będzie po znalezieniu tego ciała XD
    Mam też do ciebie prośbę. Zmień kolor czcionki albo tła, bo na szablonie komórkowym nic nie widać i trzeba sobie podkreślać :/
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie! :D
    pisujesobie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wersja mobilna powinna już dobrze wyglądać :) Dziękuję za miłe słowa ;)

      Usuń
  6. Póki co zapowiada się świetnie! Po przeczytaniu pierwszego rozdziału sądziłam, że w tym zastrzyku, który dostała główna bohaterka, będzie znajdował się tytułowy wirus. Bardzo się zdziwiłam, kiedy po przeczytaniu tego rozdziału dowiedziałam się, że to wcale nie tak, że dziewczyna od urodzenia żyła z wirusem i że cała akcja będzie się toczyła inaczej, niż to sobie wyobrażałam. Nie mam pojęcia, jak dalej poprowadzisz tę historię, ale pomysł jest naprawdę dobry, więc może z tego wyjść naprawdę ciekawa historia. Końcówka była zaskakująca - ostatnie zdanie sprawiło, że będę z niecierpliwością oczekiwać kolejnego rozdziału.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    j-majkowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten pomysł ze strzykawką tez w sumie całkiem fajny :D oczywiście zajrzę :)

      Usuń
  7. Już na samym początku skojarzyło mi się to z 1. Więźniem Labiryntu, no i 2. Postaci z komiksów Marvela, jak Boga kocham, naprawdę XD
    Jak na razie akcja rozwija się hm, ni to szybko, ni to wolno, lecz w sam raz :D Podoba mi się to, bo uwielbiam motywy porwania, akcje dziejące się w jakichś organizacjach, motyw fantastyczny oczywiście największy plus i aż nie mogę doczekać się jego rozwinięcia.
    Ciekawa jestem, o co chodzi matce Rachel... Serio, od razu pogrom tajemniczości, no i ja biedna nie wiem, czego się mogę spodziewać :x
    Ciekawi mnie też pierwszy dzień na tych całych "zajęciach", o których była wzmianka, więc jak najszybciej proszę kolejny rozdział, bo aż mnie nosi :D
    A, miałabym jedną uwagę, co do tekstu ;x Nie wiem, czy to kwestia szablonu, ale przydałyby się akapity, bo dość ciężko bez nich mi się czytało, a nie wiem czy zauważyłaś, momentami tekst jest od siebie oddalony, tak jak powinien, a momentami się zwęża.

    No to tyle ode mnie, weny! :D
    Ps. Za jakiś rozdział... może dwa, normalnie aż dodam do polecanych Twojego bloga ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokombinuje coś z tym tekstem, wybaczcie, że tak to wygląda. Ale cieszę się, że ci się podoba :)

      Usuń
  8. Jestem pod wrażeniem. Trafiłam tu czystym przypadkiem, tak zaczęłam czytać. Spodziewałam się zwykłego porwania. Wydawało mi się, że Rachel ma takie puste życie, może mieć wszystko, ale nie ma kochających rodziców, prawdziwych przyjaciół. a tutaj proszę, genialny pomysł! ten rozdział pochłonęłam w przeciągu kilku minut i chcę więcej. bardzo mnie ciekawią dalsze losy głównej bohaterki, o co chodziło jej matce.. czekam na kolejny rozdział. pozdrawiam!
    https://alllovecando.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo mi się podoba. Ciekawy pomysł z tym wirusem. Najlepsze bylo to, że ta choroba źle oddziałuje na nosicieli i na zdrowych ludzi. Czekam na kontynuację.
    Serdecznie zapraszam na moje opowiadanie (niestety jest tylko prolog): przeciwnosc.blogspot.com. Byłby mi bardzo miło, gdybyś zostawiła komentarz. Do następnego. Carmille E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie wpadnę :) I dzięki, że wpadłas tutaj :)

      Usuń
  10. No ładnie. Nie wiem, co mam myśleć o Rachel. Nie jest zła, ale trochę mnie irytuje. Powinna nieco bardziej starać się zrozumieć swoją matkę, a teraz tym bardziej nie zwalać na nią całej winy za to, co się stało. Ale gdy ma się naście lat, trzeba obarczyć kogoś winą za wszystkie krzywdy więc nie dziwi mnie jej reakcja. Wszystko tutaj stało się dość szybko. Miałam wrażenie, jakby to porwanie zaszło w przeciągu sekundy.
    Rachel nie rozumie, dlaczego nie wsadzili jej w samochód i nie wytłumaczyli jej tego wszystkiego na spokojnie, no ale przecież który człowiek o zdrowych zmysłach zgodziłby się dobrowolnie na przeniesienie do jakiegoś ośrodka, w dodatku w bieli i tylko bieli, i pozostanie tam nie wiadomo ile, o ile nie na zawsze.
    Zaskakuje mnie też sprawa tej współlokatorki. Zamordowali ją? Na to wygląda, ale morderstwo w tak dobrze chronionym i profesjonalnym ośrodku? Coś mi tu śmierdzi. Wygląda na to, że władze tej instytucji nie są tacy ułożeni i nieskazitelni, jak wizerunek, który kreują.
    Jestem ciekawa, jak to się wszystko potoczy, chciałabym też dowiedzieć się więcej na temat wirusa.
    Zajrzę jeszcze do ciebie, a tymczasem życzę wszystkiego dobrego. Gdybyś miała ochotę, zapraszam do siebie. Trzymaj się cieplutko :)
    https://ladymarikazzamkukriegler.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rachel jest nascie, więc cieszę się, że rozumiesz jej zachowania :D Dziękuję pięknie za komentarz i oczywiscie wpadnę też do ciebie :)

      Usuń
  11. Boże, masz genialne pomysły! Nigdy bym nie wymyśliła jakiegoś wirusa, czy czegoś.. tam... Nieważne. Osoba Rachel - świetnie przemyślana. Podoba mi się, jak w opowiadaniach trzymamy się jednego, nie zmieniamy ciągle zdania, czasem to, czasem tamto. I jeszcze jedno - długie rozdziały, za co mogę cię pochwalić ;) Ja bym nie potrafiła tak długo rozwijać akcji ;)
    Serdecznie pozdrawiam
    BookGirl :)
    http://konieckropka-bookgirl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha nie przesadzałabym z tą pisarką i genialnymi pomysłami :D Ale wielkie dzięki!

      Usuń
  12. No to teraz wciągnęłam się na maxa! :)

    Akcja potoczyła się dość szybko, co jak dla mnie jest na plus. Opis białego pomieszczenia i tak dalej był bardzo dokładny i działał na wyobraźnię.
    Chociaż jeszcze nie do końca wiadomo o co chodzi z tym wirusem, a szczególnie zdolnościami, to jak na razie wszystko było jasno i dobrze wyjaśnione. Dobry pomysł z tym, że mama Rachel ukrywa wszystko co wie. I postać jej ojca jest owiana tajemnicą. Już nie współpracuje z tym miejscem, gdzie trafiła Rachel? Ciekawe dlaczego :)
    Reakcja Rachel na to "porwanie" była naturalna i również dobrze opisana. Czuję, że jako buntowniczka nie od razu się z tym pogodzi.
    Ogólnie pomysł z wirusem kojarzy mi się z jakiejś książki, albo filmu.. szkoda, że nie pamiętam tytułu. Liczę, że jakoś fajnie rozwiniesz fabułę i ciekawe co wyjdzie z ich zdolności. Rachel może dotykać ognia i nic jej nie jest? Wow fajny pomysł. "Uzdolnienia wewnętrzne" i "Uzdolnienia zewnętrzne bezpośrednie" brzmi fajnie :)
    Zastanawiam się też kim będzie jej współlokatorka? I w zakładce "bohaterowie" widziałam Connora.. oby niedługo się pojawił, bo jestem ciekawa jego relacji z Rachel.

    Do tego wygląd bloga jest świetny!
    Ślę wenę i zabieram się za czytanie kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń