Zesztywniałam i zasłoniłam usta dłonią. Brązowe włosy spięte w kok. Różowa sukienka i delikatny makijaż. Przeciętna, delikatna twarz. Jej skóra była całkowicie biała — jak kreda albo śnieg. Doszłam wtedy do wniosku, że wystarczy mi bieli do końca życia. Oczy miała otwarte i zastygłe w zdumieniu, jakby sama nie mogła uwierzyć, że nie żyje. Od ciała bił dziwny, nieprzyjemny zapach. Nagle do pokoju wpadł chłopak. Był bardzo przystojny — wysportowana sylwetka, blond loczki i wyraźne rysy twarzy czyniły go niezłym kandydatem na modela. Znam go, uświadomiłam sobie nagle. Nie wiem, czemu dotarło to do mnie dopiero po chwili, jakby mój mózg pracował wolniej. To był chłopak z zapalniczką, który zaniepokoił mnie na moich urodzinach.
— Usłyszałem krzyk, co... — urwał. Spojrzał na mnie ze zdumieniem, lękiem i nutką podejrzeń.
— To nie ja! — krzyknęłam od razu, a mój oddech przyspieszył jeszcze bardziej.
— Zaczekaj tutaj — odpowiedział tylko i wybiegł z pokoju. Cholera, pewnie mi nie uwierzył. Przyjdą po mnie, zamkną w jakimś białym pokoju pod ziemią i spędzę tam resztę życia.
Chłopak wrócił po krótkiej chwili, która ciągnęła się w nieskończoność, w towarzystwie Kate. Ona również obdarzyła mnie dość podejrzliwym spojrzeniem. Uklękła przy dziewczynie i zaczęła badać jej tętno. Chwilę potem do pokoju wpadł Victor i trzech napakowanych mężczyzn w czarnych strojach.
— Czy ona...? — wysapał wściekle, a ta złość całkowicie odmieniła jego twarz. Nawet nie krył swoich podejrzeń. Przestał być potulnym dziadkiem.
— Nie — zaprzeczyła stanowczo Kate, co wprawiło mnie w lekkie zdziwienie. — Tak wygląda ciało wyniszczone przez wirusa, to nie śmierć zadana bezpośrednio przez człowieka. Tylko że była stabilna. — Westchnęła z rezygnacją. — Nic nie rozumiem.
— Zabierzcie ciało i dokładnie przeszukajcie pokój. — Głos Victora był ostry i władczy. — I zorganizujcie kogoś do wszystkich formalności. Najlepiej, żeby miał teraz przerwę.
Trzech osiłków bez słowa opuściło salę. Kate wciąż klęczała przy dziewczynie.
— Nic nie rozumiem — powtórzyła, a na jej twarzy ujrzałam ogromny szok i bezsilnosc. Jeszcze przed chwilą widziałam ją wyprostowaną i opanowaną; teraz wyglądała trochę, jakby przebiegła maraton. Ręce miała opuszczone, a plecy zgarbione. Z jej ciasnego koka wysunął się kosmyk włosów i opadł na czoło. Błądziła oczami po ciele dziewczyny i co kilknascie sekund przykładała palce do jej szyi. Tymczasem Victor wydawał się być niewzruszony. Niedawna wsciekłosc ustąpiła miejsce skupieniu. Intensywnie myślał, ale już nie widziałam w nim ani grama tego staruszka sprzed kilkunastu minut. Chłopak wydawał się być dotknięty sytuacją, ale nie na tyle, żeby było to po nim bardzo widać. Zaciskał delikatnie usta, jakby walczył ze złością. Poza tym wydawał się nad sobą panować.
— Co to oznacza? — przerwał chwilę ciszy mężczyzna.
— Nie mam pewności, ale... być może ktoś tylko chciał byśmy myśleli, że wszystko jest w porządku.
— Spisek? — zapytał nagle chłopak wyraźnie zaskoczony takim wnioskiem. — Chcesz powiedzieć, że rekrut albo...
— Dosc — uciął ostro Victor. — Wystarczy. Nowa rekrutka nie ma, gdzie spać dzisiejszej nocy. Zdaje się, że macie wolny pokój, prawda Connor?
— To prawda — potwierdził niechętnie.
— Rano po nią przyjdziemy — zapewniła go Kate dużo przychylniejszym głosem. Skinął tylko lekko głową i wyszedł, nawet nie zaszczycając mnie spojrzeniem. Nogi same poprowadziły mnie za nim. Tuż za drzwiami minęlismy się z osiłkami, którzy niesli nosze i żywo rozmawiali z mężczyzną, który niósł aparat. Connor był dosc wysoki, więc z trudem za nim nadążałam.
— Co robiłes na moim przyjęciu? — zapytałam, gdy wreszcie go dogoniłam.
— Odwiedzałem znajomą — powiedział tylko, nie patrząc na mnie. — Ładna przemowa — dodał po chwili tonem, który nie był ani szczery, ani sarkastyczny.
— Bawiłes się zapalniczką — stwierdziłam bezsensownie. Wciąż byłam w lekkim szoku.
— Nie da się ukryć — powiedział i tym razem dosłyszałam w jego słowach ironiczną nutkę. Nagle zmrużył oczy, jakby rozważając czy cos dodać, ale chyba się rozmyślił.
— Co to za miejsce? — zapytałam, czując przemożną chęć dowiedzenia się czegokolwiek.
— Nie obejrzałaś filmiku? — zapytał tym swoim beznamiętnym tonem. Moja wytrzymałość na takie traktowanie mnie była praktycznie zerowa.
— Boże! Przestań być taki... chłodny! Nie potrafisz normalnie rozmawiać?! — wrzasnęłam na niego. Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na mnie. Jego mina nie zmieniła się diametralnie, ale dostrzegłam, że jest jakby rozbawiony.
— Nie drzyj się tak. Wszyscy spią. — Po tych słowach ruszył dalej. Znów musiałam go doganiać.
— Bawi cię to? — zapytałam już ciszej, ale wciąż tym samym tonem.
— Nie, nie... raczej interesuje.
— Nie no to się po prostu nie dzieje — mruknęłam do siebie z niedowierzaniem.
Dotarliśmy do końca korytarza i zatrzymaliśmy się przed ostatnim pokojem: 299. Connor wyjął z tylnej kieszeni spodni niebieską kartę i przyłożył ją do czytnika. Drzwi rozsunęły się z sykiem. Wewnątrz panowała ciemność.
— Nie hałasuj — szepnął i zniknął w mroku. Ruszyłam za nim niemal biegnąc, żeby nadążyć i nie zgubić się... i oczywiście z piskiem wylądowałam na ziemi, przewracając przy okazji jakiś przedmiot (metalowy, sądząc po donośnym dźwięku, jaki się przy tym rozległ). Moje pośladki boleśnie zetknęły się z kilkoma schodkami. Wstałam, pocierając je i jęcząc. Usłyszałam tylko ciężkie westchnienie i poczułam jak ktos łapie mnie za rękę i pewnie prowadzi do przodu.
— Uważaj, schody w górę — poinstruował mnie Connor, nie puszczając mojego przedramienia; swoją drogą ściskał je trochę za mocno. Usłyszałam znajomy syk i weszliśmy do pomieszczenia. Światło zapaliło się tam samo. Pokój, w którym się znaleźliśmy, różnił się od "mojego" tylko kolorystyką. Ściany były czerwono — szare, panele ciemniejsze, ale meble i ich układ były identyczne. — Oba łóżka są wolne — powiedział, patrząc na nie pustym wzrokiem. Trwało to najwyżej kilka sekund i wyrwał się z tego dziwnego transu. Wyszedł bez słowa.
Usiadłam na jednym z nich i zachciało mi się płakać. Niewidzialna gulka utknęła mi w gardle, a moja głowa pulsowała bólem. Przez te wszystkie lata starałam się być silną osobą. Nie tylko dlatego, żeby wszyscy dookoła tak mnie postrzegali, bo to udało mi się osiągnąć. Mój cel był inny: sama chciałam w to uwierzyć. Psychicznie starałam się uodpornić na ignorancję rodziców czy też ból fizyczny. Wmawiałam sobie, że potrafię sobie poradzić w każdych warunkach — przecież jestem Rachel, postrach nauczycieli, buntowniczka. Ludzie ze mną nie zadzierają, jestem wybuchowa, dużo krzyczę i... na co mi to wszystko? Zostałam porwana, zobaczyłam ludzkie ciało i usłyszałam najbardziej niewiarygodną historię o samej sobie. Te trzy rzeczy wystarczyły, żeby mnie złamać. Byłam wściekła, że nie byłam tą osobą, za którą się uważałam i którą tak bardzo chciałabym być.
Nagle moją uwagę przyciągnął niewielki przedmiot, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi. Na jednej z etażerek stała ramka ze zdjęciem. Przedstawiało dwójkę ludzi, a jednym z nich z pewnością był Connor. Miał na nim maksymalnie piętnaście lat. Jego twarz była okrąglejsza, uśmiech bardziej beztroski, a oczy pełniejsze blasku. Obejmował ramieniem dziewczynę, która przypominała mnie. Rude włosy, ale bardziej marchewkowe i poskręcane. Twarz miała wręcz obsypaną piegami, których u mnie, dzięki Bogu, nigdy nie było. Identyczne zielone oczy, całkiem podobne twarze... wyglądała niemal jak moja siostra bliźniaczka. Nagle zgasło światło. Bolesna gulka znów powróciła, ale udało mi się nie rozpłakać. Przynajmniej tyle.
Wyjęłam kartę od pokoju i odłożyłam ją na bok, bo wbijała mi się w udo, po czym wsunęłam się pod kołdrę i bardzo szybko poczułam, że potrzebuję snu. Zasypiając, uświadomiłam sobie, jak bardzo wściekła byłam na mamę. Ten niewyczerpany strumień złości, który wciąż we mnie płynął, zwykle nakierowywałam właśnie na nią i to zawsze pomagało. Tylko że tym razem to była ewidentnie jej wina i nie zamierzałam jej tego wybaczyć.
Obudziło mnie swiatło. Powoli uchylając powieki, docierało do mnie, gdzie jestem. Wciąż zdawało mi się, że moja swiadomosć znajduje się za jakąs zasłoną — wiedziałam, co się stało, ale jeszcze nie w pełni to do mnie dotarło. Czułam się wyjątkowo wypoczęta, więc bez problemu wstałam i ziewając, opusciłam pokój. Znalazłam się w czyms, co można porównac do przedsionka, bo otaczały mnie identyczne drzwi. Po lewej w dół biegły dosć długie schody, po których wczoraj prowadził mnie Connor. Z dołu dobiegał mnie dźwięk muzyki kasycznej. Po cichu zeszłam na dół. Kolejne pomieszczenie wyglądało jak zwyczajny, przestronny salon. Miał żółte ściany powyklejane plakatami z Marvela i podłogę wyłożoną panelami. Naprzeciwko mnie dostrzegłam trzy niskie stopnie, na których jeszcze niedawno się wywróciłam, a po prawej — dużą sofę i telewizor plazmowy. Na krzesle siedział chłopak odwrócony tyłem do mnie — widziałam tylko jego ciemną czuprynę i umięsnione barki. Grał na wiolonczeli i robił to bezbłędnie. Jeszcze na schodach byłam pewna, że to jakies nagranie puszczone dla relaksu, bo nie sądziłam, że ktokolwiek może tak mistrzowsko grać na żywo. Z otwartymi ustami słuchałam, jak spokojna melodia wypływa z instrumentu bez najmniejszego fałszu.
— Będziesz tam tak sterczeć? — zapytał poirytowany po chwili i przerwał, ale nie odwrócił się. — Rozprasza mnie to.
— Sorry — powiedziałam tylko, nie czując się zbytnio winna. W końcu nie znalazłam się tam z własnej winy i byłam wyjątkowo cicho jak na mnie.
— Nie masz jakiś zajęć? — Zabrzmiało to prawie tak, jakby warknął.
— Nie wiem — wzruszyłam ramionami. — Jestem nowa...
— Tak, tak — przerwał mi tym samym, nieznośnym tonem. — Wiem, kim jesteś. Teraz bądź łaskawa nie przeszkadzać mi. Ktos powinien po ciebie zaraz przyjsc. — Nie czekając na moją odpowiedź, znów zaczął grać. Usiadłam na jednym ze stopni i słuchałam. O dziwo było to bardzo uspokajające zajęcie, a mnie naprawdę niewiele rzeczy potrafiło uspokoić, dlatego nie odzywałam się, a nawet lekko przymknęłam oczy. Przez jakiś czas uczyłam się grać na pianinie. Właściwie był to pomysł mamy, która pochodziła przecież z wyższych sfer i chciała wychować córkę na damę. Poza tym, że sama gra szła mi marnie, mój nauczyciel lubił opowiadać mi o historii muzyki i puszczać najsłynniejsze utwory. Poza samym uspokajaniem się dźwiękiem, intensywnie myślałam, bo skądś znałam tę melodię. Gdy chłopak skończył jedną z części i już zabierał się za kolejną, olśniło mnie.
— Czy to Czajkowski?
— Tak. Nokturn. — Ku mojemu zdumieniu jego głos nie był znów złośliwy, a przecież po raz drugi przeszkodziłam mu w grze.
— Jak długo grasz? — zainteresowałam się.
— Od dziecka — odpowiedział i szybko powrócił do gry, jakby rozmowa ze mną mogła mu zaszkodzić. Po zagraniu kolejnego utworu odwrócił delikatnie głowę w moją stronę, ukazując czubek nosa i skrawek lewego profilu.
— Bach? — zapytałam, licząc, że zrobił przerwę właśnie po to, żebym spróbowała zgadnąć. Skinął głową.
— Ale to akurat było łatwe — dodał i zagrał kolejny utwór. Tym razem nie miałam pojęcia, więc skłamałam, że cos tam kojarzę, ale nie jestem pewna. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo po schodach zszedł Connor. Miał na sobie niebieską koszulkę z nadrukiem i wytarte dżinsy. Wyglądał tak samo przystojnie jak wczoraj. Zmierzył nas spokojnym spojrzeniem.
— Ty dalej tutaj? — Jego opanowany głos doprowadzał mnie do szału.
— Jak widać — prychnęłam.
— Czekać na ciebie? — zapytał chłopaka, nie reagując na moją odpowiedź.
— Nie — odparł krótko ciemnowłosy. Connor wzruszył tylko ramionami i udał się do wyjścia. Drzwi jednak otworzyły się, zanim do nich doszedł.
— Gdzie jest dziewczyna? — usłyszałam niski, wibrujący głos. Gdy jego właściciel przekroczył próg, ujrzałam wysokiego, muskularnego czarnoskórego mężczyznę o idealnie wygolonej głowie. Wstałam, czując się jak skazaniec idący na egzekucję i podążyłam za mężczyzną.
— Connor, zaczekaj — Po tych słowach chłopaka z wiolonczelą, drzwi zasunęły się za nami. Zostalismy we dwoje na korytarzu.
— Jestem Joshua. Jestem ochroniarzem twojej grupy i uczę samoobrony.
— Eee... samoobrony przed czym?
— To zależy. — Uśmiechnął się do mnie serdecznie i instynktownie go polubiłam. Szedł dziarskim krokiem, a radosć nie schodziła z jego twarzy. Mimo że nie uśmiechał się bez przerwy, było w nim cos, co pozwalało mi myśleć, że jest po prostu szczęśliwym człowiekiem.
— A gdzie teraz idziemy?
— Zaprowadzę cię na śniadanie, poczekam aż zjesz i pójdziemy do Kate. — Zrobił krótką pauzę. — Pewnie nie ja powinienem ci to tłumaczyć, no ale przecież nie możesz tam isć, nic nie wiedząc. Wszyscy rekruci podzieleni są na małe grupki dobierane zwykle umiejętnościami. Będziesz z tą grupą jadła i chodziła na zajęcia, dlatego stolik, do którego cię zaprowadzę nie będzie przypadkowy. Warto być ze swoją grupą w dobrych stosunkach; w końcu będziecie spędzać ze sobą większość dnia.
— To tak tu wygląda życie? Większosc dnia na jakiś zajęciach? I ile mam tutaj siedzieć? — Tym razem taka perspektywa nie tylko mnie zdenerwowała, ale też odrobinę przeraziła. Przecież nie można nikogo tak izolować przez całe życie!
— Wiem, że to nie brzmi zachęcająco. — Wzruszył ramionami, jakby chciał mi powiedzieć, że tak już po prostu jest. Dotarliśmy do windy. Karta, którą ją otworzył, była czarna. Winda sprawnie i płynnie dowiozła nas na miejsce... do identycznego, rażąco białego korytarza. Przetarłam oczy, nie przypominając sobie, żeby kiedykolwiek tak mnie piekły. — Przyzwyczaisz się — stwierdził ze współczującym uśmiechem. Odkąd drzwi windy rozsunęły się, słyszałam hałas. Przekrzykujące się głosy, odsuwane krzesła, upadające przedmioty... W krótki czasie poznałam źródło tego gwaru: stołówkę.
Była wielką halą mogącą pomieścić setki osób i faktycznie: było ich tam mniej więcej tyle. Zajmowali wszystkie stoliki, biegali między nimi, wrzeszczeli, rozmawiali... Byli w bardzo różnym wieku; najmłodsi mogli mieć około pięciu lat, a ci najstarsi wyglądali na moich rówieśników. Był to obraz takiej beztroski, że nie byłam w stanie uwierzyć, iż wciąż znajdujemy się w tym samym ośrodku, który porywa dzieci. Przypominało to najzwyklejszą stołówkę szkolną, ale nie dałam się omamić pozorom. Postanowiłam nie tracić czujności.
— Weź sobie tacę i z tego stołu po prawej nałóż, co tam sobie chcesz. Będę czekał za drzwiami. Stolik trzydziesty czwarty.
Wybór był tak przeogromny, że mimo wychowania mnie w luksusie, zrobił na mnie wrażenie. Od tradycyjnych płatków, przez stosy różnorakich kanapek, po każdy rodzaj ryby przyrządzony w chyba każdy możliwy sposób. Poza tym mnóstwo sałatek, pieczywa i owoców. Wszystko to wyglądało jak dzieło najznamienitszych kucharzy w kraju, co sprawiło, że nabrałam jeszcze większych podejrzeń. Skąd biorą na to pieniądze? Kto chciałby tu siedzieć i przyrządzać to wszystko? Dlaczego oni wszyscy są tacy zadowoleni?
Na srodku każdego stolika przymocowana była tabliczka z numerem. Ponieważ były ułożone w kolejności, szybko odnalazłam właściwy. Czwórka siedzących przy nim nastolatków na mój widok od razu przerwała rozmowę. Odróżniali się od reszty nastrojem. Mieli zatroskane miny, a ich rozmowa musiała się prawdopodobnie toczyć na poważny temat. Dosiadłam się bez słowa. Drobna, niziutka dziewczyna po mojej prawej wyglądała jakby od dłuższego czasu płakała. Oczy miała wciąż mokre i spuchnięte od łez. Bawiła się własnymi dłońmi, nie podnosząc wzroku i co chwilę poprawiała blond, prostą grzywkę, która nawiasem mówiąc bardzo uwydatniała jej okrągłą buzię. Obok niej siedział dosyć chudy chłopak o kruczoczarnych włosach i równie ciemnych oczach. Miał dziecięcą urodę, ale jego mina była bardzo poważna, co wyglądało całkiem komicznie w połączeniu z jego delikatną buzią. Mierzył mnie spojrzeniem, zatrzymując wzrok na strategicznych punktach ciała. Jednak najbardziej świdrująco patrzyła się na mnie dziewczyna siedząca naprzeciw mnie. Sama jej twarz dokładnie obrazowała charakter — ostre rysy twarzy, wyprostowane, brązowe włosy, mocny makijaż i bardzo podkreślone brwi. Do tego szczupła sylwetka opięta obcisłym podkoszulkiem. Od razu ujrzałam w niej swojego rodzaju konkurencję, jeśli chodzi o dominację.
— Jestem Rose — przedstawiła się się dziewczyna po mojej prawej. Wyglądała na najmniej zdołowaną, choć oczy też miała spuchnięte.
— Rachel — odpowiedziałam, posyłając jej sztuczny uśmiech. Zapadła niezręczna cisza, więc zabrałam się za jedzenie. Rose chrząknęła głośno, patrząc na resztę wymownie.
— Oliver — rzucił krótko chłopak, ale uśmiechnął się delikatnie.
— Sally — pisnęła cicho blondynka.
— Rebbeca. — W jej ustach brzmiało to niemal jak wyzwanie. Sally powoli podniosła na mnie wzrok, a w jej spojrzeniu ujrzałam ogromne przerażenie.
— Czy to prawda, że była… w szafie? — Skinęłam głową, żeby nie musieć mówić z pełnymi ustami. Schowała szybko głowę w ramionach, żeby stłumić napad płaczu. Dotarło do mnie, że to musiała być ich przyjaciółka. Kompletnie nie pomyślałam, że przecież ta dziewczyna nie zawsze była tylko bezimiennym trupem w szafie.
— Jak długo tu jesteście? — zapytałam nagle.
— Koło pięciu lat. Może trochę mniej — wzruszyła ramionami Rose. — Sally prawie dziesięć.
— Jak to wszystko w sumie wygląda?
— Monotonnie, ale no wiesz… ja na przykład bardzo lubię zajęcia z Kate — odpowiedział Oliver.
— Bo ci się podoba — wtrąciła Rose i nawet Sally uśmiechnęła się delikatnie.
— Nieprawda — zaoponował. — Po prostu z nią uczymy się używać zdolności! To fascynujące i...
— W każdym razie Oliverowi chodzi o to, że nie jest tak źle jak się wydaje — zakończyła Rose. Skinęłam lekko głową i znów zapanowała cisza.
— Ciekawe jak w budynku bez okien pozbędą się w twoim pokoju zapachu rozkładu ciała — odezwała się nagle Rebbeca, patrząc wprost na mnie.
— Rebbeca — syknęła Rose, otwierając szeroko oczy z oburzenia. Sally aż zaniosła się płaczem, po czym wstała i pobiegła do wyjścia.
— Brawo — szepnął Oliver. Rose zerwała się z siedzenia i podążyła za przyjaciółką. Rebbeca wydawała się niewzruszona efektem swojej uwagi. Wciąż nie spuszczała ze mnie wzroku.
— Widzę, że bardzo ciężko ci pogodzić się ze stratą — odparłam sarkastycznie w gotowości na ostrą wymianę zdań.
— No dobra! To my się zwijamy na zajęcia — powiedział szybko Oliver, najwyraźniej czując zagrożenie. Wstaliśmy powoli i równie ostrożnie rozeszliśmy się.
— Kate chce się z tobą spotkać na zewnątrz — instruował mnie Joshua w windzie. — Idź do pokoju i ubierz się ciepło. Kate będzie na ciebie czekać przy windzie. Powodzenia! — Pomachał mi z uśmiechem, zanim drzwi windy zasunęły się. Szybko doszłam do pokoju i stanęłam przed nim, czekając aż drzwi się otworzą. No tak, karta, przypomniałam sobie i w mojej głowie pojawiło się nagle wspomnienie, jak wyciągam ją przed snem. Cholera, zaklęłam w myślach i ruszyłam w głąb korytarza do pokoju 299. Nie bardzo wiedząc, jak do niego wejsc, zaczęłam tłuc piescią w drzwi.
Gdy się rozsunęły, odskoczyłam przerażona.
Kariel mówi: Dziękuję pięknie za każdy komentarz. Wciąż nadrabiam zaległości na waszych blogach, ale podrzucajcie mi linki, jeśli ktos tego jeszcze nie zrobił. Od zawsze jestem w konflikcie z blogerem, dlatego wybaczcie, że poprzedni rozdział tak wyglądał. Mam nadzieję, że ten (tu wielkie ukłony w stronę Elmo za instrukcję) jest już lepszy? Rozdział sam w sobie nie podoba mi się szczególnie w srodku, ale oceńcie sami :)Dla zainteresowanych — Czajkowski i Bach
Chciałabym już czytać następny :c Tak się ciekawie zrobiło, że nie mogę :,c Nie wiem co mnie tak urzekło, ale fabuła przedstawia się naprawdę interesująco. Czekam z niecierpliwością na więcej *_* Ja wiem, że Rachel pokaże wszystkim na co ją stać! Ci koleżcy z jej stolika w stołówce nie przypadli mi do gustu :/ Może się to zmieni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Carmille :*
Postaram się niedługo dodać kolejny :) Dziękuję!
UsuńŚwietny rozdział! Tak mi się podoba ta historia, mam ochotę czytać więcej i więcej :3
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie, dlaczego Rebecca była taka wredna...
Pozdrawiam
http://konieckropka-bookgirl.blogspot.com/
Dziękuję ^^
UsuńPowoli wkraczam w fabułę, która robi się coraz ciekawsza. Stwarzasz tajemniczy klimat i taki... inny.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się Twoje opisy wyglądów postaci :)
Rebecca mnie zaintrygowała. Dlaczego od razu taka jest niemiła dla Rachel? Czyżby skrywała jakąś tajemnicę...?
Malutka uwaga - w tym rozdziale bardzo często gubiłaś literki "ś" i "ć".
Ogólnie świetnie! Czekam na kolejne perypetie Rachel! Życzę oceanu weny! :3
Wielkie dzięki! :)
UsuńTen rozdział spodobał mi się najbardziej. Mnie tam najbardziej zainteresowało dlaczego dziewczyna ze zdjęcia z Connoner. jest podobna do Rachel. W mojej głowie od razu pojawił się pomysł, że to może to rzeczywiście jej siostra bliźniaczka. W końcu Rachel też jest adoptowana. Liczę, że w przyszłości jeszcze coś o tym będzie. :)
OdpowiedzUsuńHm. I co takiego znajdowało się w pokoju, że Rachel się przestraszyła? Tutaj już nie jestem w stanie zgadywać, ale coś czuje, że mnie zaskoczysz w kolejnym rozdziale.
Naprawdę świetnie piszesz! Życzę miłego dnia.
http://bigxliar.blogspot.com/
Dziękuję i nawzajem ^^
UsuńŚwietny rozdział! Pojawiło się tu mnóstwo nowych postaci i czekam na to, aż bardziej je rozwiniesz c: Najbardziej intryguje mnie grający chłopak, a także Rebecca. Ciekawe czy ona zawsze jest taka wredna, czy po prostu ma coś do Rachel... No i nie mogę się doczekać tych "zajęć". Tak w ogóle, zastanawiam się, czemu Rachel tak późno została zwerbowana do tego miejsca, skoro inni są tam od najmłodszych lat... Ale na pewno jeszcze się tego dowiem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Właściwie Rachel była jedną z pierwszych zarekrutowanych, ale została adoptowana przez Bailey'ów, wspomniałam o tym w poprzednim rozdziale, ale na pewno to jeszcze rozwinę :)
UsuńJestem ciekawa, czy Rachel zaprzyjaźni się z większością osób ze swojej grupy, czy może wręcz przeciwnie - będzie z nimi raczej w złych stosunkach. No ale tego pewnie dowiem się w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, o co chodzi z tą dziewczyną ze zdjęcia Connora, czemu jest tak podobna do R. W każdym razie to by wyjaśniało, czemu Connor raczej nie przepada za Rachel - dziewczyna przypomina mu kogoś innego. Możliwe, że ta dziewczyna ze zdjęcia nie żyje albo coś jej się przytrafiło - wtedy taka reakcja byłaby jeszcze bardziej zrozumiała.
Jestem też ciekawa, czy chłopak od wiolonczeli pojawi się w kolejnych rozdziałach. Mimo jego początkowej reakcji na obecność Rachel, odnoszę wrażenie, że mogę go polubić. Tak swoją drogą z tych najbardziej cenionych kompozytorów twórczość Bacha lubię najmniej, a właściwie nie lubię jej wcale. Na pierwszym miejscu zdecydowanie znajdują się Mozart z Beethovenem.
Pozdrawiam
j-majkowska
O Bachu postanowiłam wspomnieć, bo to jest taki w sumie sztandarowy utwór wiolonczelowy :) Ja nie potrafię w sumie stwierdzić, którego z tych największych kompozytorów nie lubię :D
UsuńDzięki za komentarz!
Bardzo ciekawe opowiadanie i chętnie tu jeszcze zajrzę, ale prosze czytaj ze zrozumieniem treśc spamownika :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam autorka : http://queengoryeo.blogspot.com/
Wybacz :) Oczywiscie zajrzę też do ciebie :)
UsuńO bożu.
OdpowiedzUsuńGrubo się zaczyna, nie powiem. Już śmierć...
Connora nie lubię.
Kolesia z wiolonczelą lubię.
Rebbeca to takie plastikowe imię.
Czekaj, Rose to ta blondynka z grzywką? Bo przy tym opisie się trochę pogubiłam. W sensie wiem kim jest Oliwer i Reb, ale Sally i Rose mi się mylą.
Idę o zakład, że tamta laska była jej zaginiona bliźniaczką, która była dziewczyną/kimś bliskim Connora, ale umarła, więc on teraz oschle traktuje Rachel.
#fucklogic
Sorry, że tak późno, ale czasu mam co kot napłakał.
Okej
wielka-czworka-przyjaciol-hogwartu.blogspot.com
Jak to nie lubisz Connora XD Ja kocham :D Dziękuję za komentarz :)
UsuńZ początku sytuacja jest nieciekawa. W poprzednim rozdziale zakładałam jeszcze, że ktoś tam po prostu lubi sobie spać w szafie, no bo kto normalny zamknąłby zwłoki w pokoju ofiary? No i po co? No właśnie nie potrafie znaleźć logicznego wyjaśnienia co te zwłoki robiły w szafie. I jeszcze te pytanie innych "znalazłaś ją w szafie?", to nikogo nie interesuje już kto mógł ją tam wepchnąć?
OdpowiedzUsuńChłopaki są spoko, mają swoje charakterki, jeden fajniejszy, drugi mniej fajny, nauczyciele też wydają się na razie w porządku. Kumple ze stolika troche już mniej fajni, tzn. chodzi mi głównie o Becce, dziwna osoba. Czekam na rozwój sytuacji, żeby bardziej poznać bohaterów, bo na razie niewiele można powiedzieć.
Ciekawe jest to, że te dzieciaki w różnym wieku się tam znajdują. No i umierają od tej choroby. Ale czy wszyscy są narażeni na śmierć? Czy z tym wirusem da się jakoś normalnie żyć? No i kto tam stoi za tymi drzwiami?
Czekam na ciąg dalszy ;)
Pozdrawiam.
No cóż, nie mogę nic spojlerować :) Dzięki za komentarz!
UsuńNagle moją uwagę przyciągnął niewielki przedmiot, na który wcześniej nie zwróciłam uwagi. = niby nie ma co się czepiać, ale jakoś konkretnie mój umysł odczytał to powtórzenie xD
OdpowiedzUsuńWybacz mi tą długa nieobecność, ale wszystko skumulowało się ostatnio i nie miałam czasu na czytanie. Co za ty idzie, chyba 8 blogów do nadrobienia XD Chociaż tyle, że po jednym rozdziale, a nie kilku :o
Soł, podobał mi się ten dynamiczny początek, chociaż opisy pokoi zwykle sa dla mnie monotonne, bo ja uwielbiam akcję i te sprawy xD Tak tak, przeczę sobie, bo sama piszę bzdurne opisy, wiem :D Niemniej jednak sprawa tej organizacji, Zarażonych, tego wirusa, bardzo mnie intryguje i dołączasz do kolejnego z moich ulubionych blogów :D A wierz mi, że tak szczerze, w sercu mam ich niewiele. Szczerze NAPRAWDĘ polecam to opowiadanie :D Trafi do odpowiedniej zakładki u mnie ^^
Jeśli chodzi o Connora, nie wiem czemu, ale zdaje mi się, że będzie brał jakąś większą rolę w tym opowiadaniu... W życiu Rachel? :D Nie, nie będę jeszcze spekulować, bo to dopiero początki i wszystko może się zdarzyć :D
Strasznie nie mogę się doczekać Kate. Wszyscy tak dobrze o jej zajęciach mówią... Jak one będą przebiegały? :D Mam nadzieję, że niedługo rozdział się pojawi ^^
Pozdrawiam i WENY!
Czepiać się, czepiać! Im więcej błędów poprawię, tym lepiej dla tekstu i dla mnie :) Nie ma sprawy i dziękuję, bardzo mi to schlebia ^^
UsuńDlaczego kończysz rozdział właśnie w takim momencie? :D Grrr wtedy takie napięcie i ciekawość co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńOd początku miałam takie małe przeczucie, że Connor to właśnie ten chłopak z zapalniczką... szykuje się jakiś lekki romans? Jego rozmowy z Rachel były całkiem interesujące i jestem ciekawa co z tego będzie.
Rachel ma siostrę bliźniaczkę? Nie wiem na ile to prawdopodobne, ale zdjęcie rudej dziewczyny i Connora sprawiło, że mam masę różnych podejrzeń ;p On ją zna/pamięta? Czy to jakaś inna osoba, o której Rachel się dowie? No cóż, pozostaje mi tylko czekać na kolejny rozdział :)
I gdzie jest Ashlee? Nie wierzę, że Rachel tak nagle o niej zapomniała i myślę, że Ashlee jeszcze pojawi się w kolejnych rozdziałach (oby) ;p
W tym rozdziale nie nudziłam się ani przez chwilę, ogólnie bardzo mi się podobał. Coś czuję że Rachel nie będzie miała łatwo z Rebbecą. Pozostałe osoby z jej nowej "grupy" też wydają się ok.
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
Być może rzeczywiscie powinnam cos wspomnieć o Ashlee, ale pamiętam o niej :) Po prostu planowałam umiescić to w któryms z kolejnych rozdziałów. Mówiąc To, nie zdradzę ci oczywiscie co :) Ale spokojnie, Rachel na pewno o niej nie zapomniała.
UsuńPrzyszłam się zapowiedzieć - bo chwilowo mam problem z czasem, a ja tak nie lubię pozostawiać kogoś w niepewności, że zajrzę, bo się nie fair czuję, jakbym kogoś ignorowała. No więc przychodzę, by powiedzieć, że oczywiście od Ciebie zajrzę do opcia i przeczytam wszystko - ale dopiero w przyszłym tygodniu. :(
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwoscią :D
UsuńKończąc czytać rozdział drugi pomyślałam, że ta współlokatorka musi bardzo lubić sobie robić jaja, skoro chciała ją wystraszyć metodą na 'trupa w szafie'. A tu jednak prawdziwy trup.. no cóż, lubię trochę mroczne klimaty, więc w sumie mi to odpowiada :P
OdpowiedzUsuńZaciekawiło mnie twoje opowiadanie, z pewnością będę czekać na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam, zapraszam do mnie na: www.dziewczyna-z-blizna.blogspot.com